Sail Camp Sztuka - Micro Blog - Część 6 - Dzień z życia obozowicza
Las! Prawdziwy las! Prawdziwy las masztów! Srebrne pnie masztów obrastały prawie cały północny brzeg jeziora Sztynorckiego.
-"Eeeeej bez kitu..... widzicie ile tego jest??" - krzyknąłem
-"O jaaaaaaa....." -westchnęła Malwina
-"Wypatruj kei nr 3, tam mamy miejsca dla naszych łódek"-zwrócił się do mnie Pan Krzysiek
-"Ta jest, lecę na dziób, przygotować cumę dziobową?
-"A przygotuj sobie, dlaczego nie. Dziewczyny, przygotujcie odbijacze, jak zwykle dwa na lewą, dwa na prawą burtę, na razie na linii wody"-komenderował nasz Skiper.
-"Marek, Grzesiek, Adam, ogarnijcie kokpit ze śmieci, zbuchtujcie nadmiarowe liny, co niepotrzebne to pod pokład. Musimy wejść "egelancko" do mariny".
Załoga rzuciła się do zadań, tymczasem nasza Antilka, kierowana wprawnymi ruchami zbliżyła się do nadbrzeża, Pan Krzysiek dostrzegł keję nr 3 i przestawiając bieg w silniku jednocześnie wychylił rumpel. Jacht obrócił się rufą i powoli, majestatycznie wpłynęliśmy do wyznaczonego miejsca. Chłopaki już czekali z cumami, które z wprawą przełożyliśmy przez uchwyty na Y-bomach i z powrotem na pokład. Wszystko to w ruchu jachtu, bez pośpiechu, niczym dobrze naoliwione tryby jednego organizmu. Ale czad!
-"Tak stoimy!"-padła oczekiwana przez wszystkich komenda
-"Staszek, Marek, lecicie na keję i pomagacie lądować innym. Grzesiek klar na pokładzie poproszę"-wydał dyspozycję Pan Krzysiek, przeskakując z pokładu na keję.
-"Adam i Julka klar na cumach, zbuchtujcie nadmiar, odkręćcie przy okazji gaz, Zosia, chodź, pomożesz mi zrobić porządek pod pokładem. Ogarniamy ludzie! Pan Krzysiek ma być happy jak wróci"-Grzesiek od razu wszedł w buty drugiego oficera (bo to jasne, że ja jestem pierwszym, nie?).
Kolejne nasze łódki przybijały do kei, załogi rzucały nam cumy i szybko uwinęliśmy się z tematem. Wróciliśmy z Markiem na pokład i zanurkowaliśmy w przednich bakistach głośno zastanawiając się czy dzisiaj będzie ryż z sosem bolońskim czy makaron z sosem bolońskim.
Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, a na kei pachniało jedzeniem. Załoga "zielonych" zrobiła giga-jajecznicę z cebulą i parówkami. My, "czerwoni" przegłosowaliśmy jednak ryż i wielki, parujący garnek stanął na stoliku w kokpicie. "Niebiescy" smażyli jakiś podejrzanie wyglądający ser (tofu?) pokrojony w grube plastry i ładowali to w tortille wraz z warzywami i przyprawami.
Cała nasza prawie trzydziestka, krzyknęła sobie "smacznego" i zabrała się z animuszem do pustoszenia garów.
-"Sternicy, ja potem idę na zupkę do "Córki", idziecie ze mną?- Zapytał Pan Krzysiek
-"Ja też chcę iść!" - wyrwało mi się- "Tyle się nasłuchałem o tej zupie, że muszę jej spróbować"- dodałem
-"No spoko, zapraszam"-uśmiechnął się nasz Sternik.
-"To teraz macie godzinę na gary, porządki. Jak ktoś chce może iść pod prysznic, jest w cenie. Za godzinę kto ma ochotę pograć w siatkówkę plażową to idzie z Panem Piotrem na boisko, Piotruś ogarniesz...?
Pan Piotrek skinął głową.
-"...A chętnych zapraszam na polanę po prawej stronie, o tam przy wielkim drzewie na zajęcia. Dzisiaj o szantach i szantymenach"
Komentarze
Prześlij komentarz